Przycisk

Wszystkie materiały umieszczone na tej stronie (zdjęcia, filmy, teksty oraz grafiki) są moją własnością i podlegają ochronie prawnej. 

Materiały zawarte na niniejszej stronie mogą być wykorzystywane lub rozpowszechniane jedynie w celach informacyjnych oraz wyłącznie z notą o prawach autorskich oraz ze wskazaniem źródła informacji po wcześniejszym uzgodnieniu z autorem. 

Irena Mordasiewicz
Irena Mordasiewicz
Józef Mordasiewicz
Józef Mordasiewicz
Irena i Józef Mordasiewicz
Józefa i Władysław Mordasiewicz
Janina Ludwik
Józef Mordasiewicz i Franciszek Mordasiewicz
Irena Mordasiewicz i Maria Mordasiewicz
Maria i Franciszek Mordasiewicz
Józefa i Zygmunt Mordasiewicz
Zygmunt i Witek Mordasiewicz
Zygmunt i Jan Mordasiewicz
Helena Mordasiewicz
Helena i Hipolit Mordasiewicz
Anna Mordasiewicz

Mordasiewicz – opis do drzewa genealogicznego

Ród Mordasiewiczów na przełomie wieków XIX i XX zamieszkiwał we wsi Stara Ruda (od zachodu granicząca z miasteczkiem Porzecze). Była to rodzina rolnicza.

 

Józef Mordasiewicz (26). Data i miejsce urodzenia oraz imiona rodziców nie są znane, nie jest również znana data śmierci, a także imię i nazwisko rodowe żony. Mieszkali w Starej Rudzie, prowadząc gospodarstwo rolne i tam też zostali prawdopodobnie pochowani. Mieli kilkoro dzieci:

- Floriana (20), męża Anny Obuchowskiej (19),

- Annę (21), żonę Kurłowicza, matkę Wali Chmielewskiej,

- Hipolita (22), pierwszego męża Heleny Kapłan (późniejszej żony Władysława Grodzkiego). Hipolit był ojcem Wiktora, urodzonego w Czycie w 1918 roku,

- Tomasza (23), ojca Anatolii, Adama i Feliksa. Imię żony nie jest znane. Feliks w Starej Rudzie zwany był „Kratok” i był mężem Józefaty.

Florian Mordasiewicz (20), syn Józefa, imię matki i jej data urodzenia nie są znane. Prawdopodobnie w 1898 roku w kościele w Hoży poślubił córkę Krzysztofa Obuchowskiego – Annę (19) ze wsi Stara Ruda. Data urodzin Anny nie jest znana, zmarła 22.04.1943 w Porzeczu i tam na miejscowym cmentarzu została pochowana 23.04.1943. Florian pracował na kolei, prowadząc jednocześnie gospodarstwo rolne, którego był właścicielem. Mieszkali w Starej Rudzie nad rzeką. Na krótko przed wybuchem lub na początku pierwszej wojny światowej ewakuowani do Petersburga (Leningradu). Tam też po operacji jelit w 1916 lub 1917 Florian umiera. Anna z trojgiem młodszych dzieci wraca do Porzecza. Po powrocie syna Franciszka (16) kupują domek wraz z zabudowaniami gospodarczymi w Porzeczu przy ul. 11 listopada 10. Florian i Anna mieli czworo dzieci:

- Franciszek (16), urodzony w Starej Rudzie, ochrzczony w Hoży, zmarł w Kwidzynie i tam jest pochowany. Mąż Marii Rudzkiej, ojciec Elżbiety. Do wybuchu I wojny światowej mieszkał z rodzicami w Starej Rudzie, potem w Petersburgu. Tam też zdobył zawód kierowcy. Po powrocie do Porzecza zamieszkał z matką i braćmi. W latach trzydziestych XX w. aż do wybuchu II wojny  mieszkał w Grodnie, gdzie pracował jako kierowca autobusu w grodzieńskiej spółce autobusowej. Po wrześniowej klęsce wrócił do Porzecza, gdzie z rodziną brata Władysława prowadził gospodarstwo rolne. 30 kwietnia 1946 roku wraz z rodziną brata Władysława przedostatnim transportem repatriacyjnym wyjechał z Porzecza do powojennej Polski. W czerwcu 1946 objął gospodarstwo rolne we wsi Otoczyn, niedaleko Kwidzynia. Wraz z Franciszkiem zamieszkała żona brata Józefina z trójką dzieci (Józef, Janina i Antoni). W czerwcu 1947 do Otoczyna wrócił z wojny brat Władysław i razem prowadzili gospodarstwo rolne do marca 1953 roku. W marcu 1953 brat Władysław z rodziną wyprowadził się do Wandowa. W dniu 20.07.1952 w kościele parafialnym w Rakowcu wziął ślub z Marią Rudzką, córką Kazimierza i Józefy, a małżeństwo pobłogosławił proboszcz ks. Jan Wilkowski. W Otoczynie mieszkali z zoną do 1954 roku. Po rezygnacji z prowadzenia gospodarstwa rolnego oboje zamieszkali w Kwidzynie. Po kilku latach otrzymali mieszkanie komunalne przy ul. Warszawskiej 20, gdzie mieszkali do śmierci. Maria poślubię zawodowo nie pracowała, Franciszek pracował jako kierowca w POM Cygany, a później w PKS Kwidzyn aż do emerytury. 11.05.1959 urodziła się im córka Elżbieta, ale niestety zmarła po 16 godzinach. Cała trójka pochowana jest na kwidzyńskim cmentarzu przy ul. Malborskiej.

- Władysław (15) , urodzony we wsi Stara Ruda, ochrzczony w Farze w Grodnie, chrzestnym był Jan Kisiel, pochowany w Gdańsku na Łostowicach, mąż Józefiny Szwedko (14). W Starej Rudzie mieszkał razem z rodzicami i braćmi do czasu ewakuacji do Leningradu. Wraca do Porzecza wraz z rodziną. W 1927 odbywa służbę wojskową w Lidzie. Na przełomie lat 1930/1931 przebywa we Francji w Rosiery, gdzie pracuje w hucie. Po żniwach 1931 wraca do Porzecza. Zrywa z narzeczoną (też Józią). 03.11.1931 w kościele parafialnym pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy ksiądz proboszcz Edmund Chlewiński udziela mu ślubu z Józefiną Szwedko (14). Mieszkają razem z braćmi i matką w jednoizbowej połowie domku. Drugą połowę wynajmują lokatorom. W domu robi się luźniej, gdy Zygmunt i Janek odbywają służbę wojskową a potem podejmują pracę w Grodnie, wynajmując tam pokój. Władysław z żoną prowadzą gospodarstwo rolne. Społecznie jest komendantem Ochotniczej Straży Pożarnej, udziela się w amatorskim kółku teatralnym. Zawodowo prowadzi sklep i skup w Spółdzielni Rolniczo Handlowej „Samopomocy Chłopskiej” w Porzeczu. Miesiąc przed wybuchem II wojny zaangażowany zostaje w Hurcie Polskim w Grodnie. Do momentu mobilizacji w sierpniu 1939 mieszka z rodziną w Porzeczu. W związku z pracą w Grodnie wynajmuje mieszkanie, syn Józef (12) zostaje też w Grodnie zapisany do pierwszej klasy. Zamierza z rodziną od 01.09.1939 zamieszkać w Grodnie. Wojna krzyżuje plany. Porzecze opuszcza na zawsze w dniu 25 sierpnia 1939. Do Polski wraca w czerwcu 1947 roku. Długa i kręta droga tułaczki wojennej zawarta jest w Dzienniku wojennym. W Otoczynie obejmuje gospodarstwo rolne – ziemia bez siedliska. Rodzina Władysława mieszka w domu prawnie należącym do brata Franciszka, lecz faktycznie oba gospodarstwa prowadzone są wspólnie, bez wzajemnych rozliczeń do roku 1953. Już w grudniu 1947 włącza się do pracy społecznej w Gminnej Spółdzielni „Samopomocy Chłopskiej” w Wandowie, a w październiku 1948 obejmuje w tej Spółdzielni zawodowo stanowisko głównego księgowego. W listopadzie 1953 przechodzi do pracy na stanowiskach głównego księgowego w Państwowych Ośrodkach Maszynowych – kolejno – w Cyganach, Sztum-Górki i Gronowie Elbląskim. W 1970 przechodzi na emeryturę. Po wojnie wraz z rodziną mieszka kolejno: od czerwca 1947 do marca 1953 w Otoczynie, od marca do listopada 1953 w Wandowie w pokoju wynajętym od p.Derengowskich, od listopada 1953 do czerwca 1956 w służbowym mieszkaniu w POM Cygany, od czerwca 1956 do kwietnia 1964 w służbowym mieszkaniu POM Sztum-Górki, od kwietnia 1964 do 1972 w służbowym mieszkaniu w POM Gronowo Elbląskie, do końca 1973 roku u córki i zięcia w Sztumie. W grudniu 1973 otrzymuje mieszkanie spółdzielcze w Sztumie, a od grudnia 1980 do śmierci mieszka u córki Janiny w Gdańsku.   

- Zygmunt (18), ochrzczony w Porzeczu, ojcem chrzestnym był Franciszek Chmielewski, zięć ciotki Anny Kurłowicz. Był mężem Józefy Bergiel, a po owdowieniu Janiny Wójcik

- Jan (17), ochrzczony w Porzeczu, zmarł tragicznie – zatrucie spalinami w garażu, pochowany na szczecińskim cmentarzu „Ku słońcu”. Był mężem Tatiany Skrobko, ojcem Ryszarda.

 

Józef Mordasiewicz (12), zmarł 28.05.2001 w Bydgoszczy, pochowany w Białośliwiu

 

Janina Ludwik (10), żona Zbigniewa, rozwiedziona 18.09.1974, bezdzietna, pochowana na cmentarzu Łostowickim w Gdańsku,

 

Antoni Mordasiewicz (14), mąż Anny Falkowskiej

Irena i Józef Mordasiewicz - 25.12.1954                   Janina i Zbigniew Ludwik - 04.10.1959                     Anna i Antoni Mordasiewicz - 14.04.1963

Anna i Antoni Mordasiewicz
Janina i Zbigniew Ludwik
Irena i Józef Mordasiewicz

Moi rodzice - Irena i Józef

Dom rodzinny Mordasiewiczów w Porzeczu. Na zdjęciu Janina Ludwik w 1988 roku. Obok moi dziadkowie - Józefa i Władysław w Krakowie w roku 1960. 

Moi rodzice: Józef Mordasiewicz i Irena z domu Małachowska. Na zdjęciu mama z Marią, a tata z Franciszkiem. 

Poniżej brat dziadka Zygmunt Mordasiewicz wraz z żoną Józefą z domu Bergiel. Na drugim brat dziadka Franciszek z żoną Marią z domu Rudzka. 

 Kolejne zdjęcia to bracia mojego dziadka Władysława - Zygmunt i Jan. Zdjęcie wykonano 04.06.1918 w Pietrogrodzie. Na następnym są Zygmunt i jego kuzyn Witek Mordasiewicz. Zdjęcie z roku 1930 zrobione w Druskienikach. 

Drzewo genealogiczne rodziny Mordasiewicz (1749 - ..... )

Kilka słów tytułem wstępu (za The Inspireist) :

Istnieje prosta matematyczna formuła, która — jak się wydaje — tłumaczy, skąd pochodzimy.
Masz dwoje rodziców. Każde z nich miało dwoje rodziców, co daje ci czworo dziadków. Ci czterej dziadkowie również mieli dwoje rodziców, co daje ośmioro pradziadków. Liczby podwajają się z każdym pokoleniem, rosnąc coraz wyżej wstecz przez czas.
Wystarczy cofnąć się jedenaście pokoleń — około 300 lat, czyli mniej więcej do czasów, gdy powstawały amerykańskie kolonie — a matematyka podpowiada, że powinieneś mieć 4 094 bezpośrednich przodków. To 2 rodziców, 4 dziadków, 8 pradziadków i tak dalej aż do 2 048 przodków jedynie w tym jedenastym pokoleniu.
To oszałamiająca liczba. A jeśli będziesz iść dalej wstecz, liczby stają się absurdalne.
Cofnij się 20 pokoleń, do około roku 1400 — teoretycznie miałbyś ponad milion przodków. Cofnij się 30 pokoleń, do około roku 1100 — miałbyś ponad miliard przodków.
Więcej, niż żyło wtedy ludzi na Ziemi.
Coś się tu nie zgadza.
A dzieje się tak dlatego, że ta prosta formuła podwajania, choć matematycznie poprawna, pomija coś fundamentalnego w tym, jak naprawdę działają ludzkie rodziny.
Rzeczywistość jest o wiele ciekawsza — i o wiele piękniejsza — niż proste mnożenie.
To, czego formuła nie uwzględnia, to zjawisko, które genetycy nazywają „zapaścią rodowodową” (ang. pedigree collapse).
Zapaść rodowodowa zachodzi wtedy, gdy ta sama osoba pojawia się w kilku miejscach twojego drzewa genealogicznego. Dzieje się tak, kiedy krewni żenią się ze sobą — i zanim się skrzywisz, pamiętaj, że chodzi o kuzynów, często dalekich kuzynów. Przez większość historii ludzkości było to nie tylko powszechne — było praktycznie nieuniknione.
Pomyśl o tym.
Przez większą część dziejów ludzie żyli w małych społecznościach. Wioskach liczących kilkaset osób. Miasteczkach, w których wszyscy się znali. Podróże były trudne i rzadkie. Większość ludzi pobierała się z kimś z własnej lub sąsiedniej miejscowości.
Kiedy twój praprapraprapradziadek z jednej z gałęzi twojej rodziny brał ślub, istnieje duża szansa, że jego żona była również jego trzecią lub czwartą kuzynką. Mogli nawet o tym nie wiedzieć — dokumenty genealogiczne nie były prowadzone dokładnie, a rodzinne powiązania poza jednym czy dwoma pokoleniami często się zacierały.
Ale biologicznie, genetycznie — byli spokrewnieni.
To oznacza, że ten sam przodek pojawia się wiele razy w twoim drzewie genealogicznym. Rodzina ojca i rodzina matki, jeśli prześledzić je dostatecznie daleko, zaczynają się nakładać. Linie, które na papierze wyglądają na odrębne, łączą się, gdy okazuje się, że dwaj rzekomo różni przodkowie byli w rzeczywistości rodzeństwem, kuzynami lub mieli inne więzy rodzinne.
Technicznie nazywa się to zapaścią rodowodową, ale lepszym określeniem jest współzależność ludzkości.
Więc ilu naprawdę masz unikalnych przodków?
Naukowcy szacują, że cofając się jedenaście pokoleń, zamiast 4 094 unikalnych osób, masz prawdopodobnie między 500 a 1 000.
Może mniej, jeśli twoi przodkowie pochodzili z izolowanej społeczności.
Może więcej, jeśli pochodzili z różnych regionów.
To wciąż znacząca liczba — ale zaledwie ułamek tego, co sugeruje prosta matematyka.
I tu robi się jeszcze bardziej zdumiewająco.
Z powodu zapaści rodowodowej, jeśli masz europejskie pochodzenie, i cofniesz się wystarczająco daleko — powiedzmy do roku 1400 — to nie tylko dzielisz kilku przodków z innymi Europejczykami.
Dzielisz większość z nich.
Badania sugerują, że każdy człowiek o europejskim pochodzeniu żyjący dzisiaj jest potomkiem prawie każdego Europejczyka, który żył w 1400 roku i pozostawił potomstwo.
Przeczytaj to jeszcze raz:
prawie każdy Europejczyk żyjący w 1400 roku, który miał potomków, jest twoim przodkiem.
To samo dotyczy innych populacji. Jeśli twoje korzenie są azjatyckie, afrykańskie lub z innego regionu — ta sama matematyczna zasada obowiązuje:
cofnij się odpowiednio daleko, a jesteś spokrewniony praktycznie z każdym z tamtego obszaru, kto miał potomków żyjących dziś.
To oznacza, że twoim przodkiem jest Karol Wielki.
Ale także chłop, który orał jego pola.
Kupiec sprzedający przyprawy na targu.
Kobieta wypiekająca chleb w małej, zapomnianej wiosce.
Żołnierz walczący w wojnie, o której nikt już nie pamięta.
Położna odbierająca porody w mroku średniowiecznej zimy.
Wszyscy oni — każdy z nich, kto pozostawił potomków — to twoi dziadkowie i babcie, wiele razy przesunięci wstecz.
Jesteśmy wszyscy znacznie bliżej spokrewnieni, niż nam się wydaje.
Czy to jednak czyni twoje pochodzenie mniej wyjątkowym?
Czy odbiera znaczenie ludziom, którzy byli przed tobą?
Wcale nie.
Wręcz przeciwnie — czyni je jeszcze bardziej poruszającym.
Pomyśl, przez co każdy z tych ludzi musiał przejść, by przeżyć wystarczająco długo, by mieć dzieci.
Przetrwali plagi, które zabiły jedną trzecią populacji Europy.
Przetrwali głody, gdy nieurodzaj zabijał całe społeczności.
Przetrwali wojny — religijne, terytorialne, dynastyczne — które pustoszyły kontynenty i niszczyły wszystko na swojej drodze.
Przetrwali poród w czasach, gdy śmiertelność matek i niemowląt była tragicznie wysoka.
Przetrwali choroby wieku dziecięcego, które zabijały połowę dzieci, zanim ukończyły pięć lat.
Przetrwali infekcje od zwykłych skaleczeń, które bez antybiotyków mogły być śmiertelne w kilka dni.
Pracowali w warunkach tak trudnych, że dziś byłyby nie do pomyślenia.
Znosili mroźne zimy bez ogrzewania i letnie upały bez dostępu do czystej wody.
Codziennie żyli z niepewnością, czy starczy jedzenia do wiosny.
A mimo to przeżyli. Przetrwali.
Znajdowali miłość, zakładali rodziny, wychowywali dzieci, które przetrwały na tyle, by wychować kolejne.
Każde z nich stanęło niezliczoną ilość razy w sytuacji, w której przetrwanie było niepewne — gdzie jeden wypadek, jedna choroba, jedno nieszczęście mogło przerwać łańcuch prowadzący do ciebie.
Ale oni przeszli przez to.
Nie wszyscy ich bracia i siostry przeżyli. Nie wszyscy sąsiedzi. Nie wszystkie ich dzieci — wiele rodzin traciło jedno dziecko, wiele traciło kilka.
Ale ci, którzy zostali twoimi przodkami — ci konkretni ludzie — przetrwali.
I co więcej: przetrwali na tyle dobrze, by wychować dzieci, które zrobiły to samo.
To przetrwanie wymagało nie tylko szczęścia, ale i siły.
Odporności.
Umiejętności adaptacji.
Zdolności radzenia sobie z trudnościami.
I wszystko to — cały ten potencjał przetrwania — nosisz w sobie.
Istniejesz dlatego, że setki twoich przodków odmówiły poddania się.
Bo walczyli, gdy poddanie się byłoby łatwiejsze.
Bo chronili swoje dzieci.
Bo potrafili znaleźć radość w trudzie, miłość w trudności, nadzieję tam, gdzie nie powinno jej być.
Genetycy mówią o „przetrwaniu najsilniejszych”, ale siła nie oznacza tylko fizycznej mocy.
Oznacza zdolność adaptacji.
Zdolność przetrwania w warunkach, w jakich się znalazłeś.
Zdolność wytrwania.
Twoi przodkowie wykazywali tę zdolność, pokolenie po pokoleniu.
Tak, masz mniej unikalnych przodków, niż sugeruje matematyka.
Ale każdy z nich pojawia się w twoim drzewie genealogicznym wielokrotnie — co oznacza, że ich wpływ na ciebie, ich genetyczny wkład, jest w rzeczywistości silniejszy, a nie słabszy.
Pozostaje więc pytanie: co zrobisz z tym dziedzictwem?
Każdy z nas nosi w sobie genetyczne dziedzictwo ocalałych.
Odziedziczyliśmy odporność ludzi, którzy przetrwali plagi, głód, wojny i trudności, których nawet nie potrafimy sobie wyobrazić.
Odziedziczyliśmy ich siłę, ich wytrwałość, ich zdolność niesienia nadziei.
Ale odziedziczyliśmy także ich zdolność do miłości.
Do tworzenia rodzin i społeczności.
Do odnajdywania sensu mimo trudności.
Do tworzenia piękna i radości nawet wtedy, gdy życie było brutalnie ciężkie.
To jest nasze dziedzictwo.
Nie tylko przetrwanie — ale zdolność do rozkwitu. Do budowania. Do kochania. Do trwania.
W wielu kulturach od wieków czci się przodków.
Nie chodzi o kult, lecz o głęboki szacunek i wdzięczność wobec tych, którzy byli przed nami.
O świadomość, że stoimy na barkach niezliczonych pokoleń, że nasze istnienie jest darem okupionym wysiłkiem ludzi, których imion nigdy nie poznamy.
We współczesnej kulturze Zachodu w dużej mierze utraciliśmy tę praktykę.
Skupiamy się na jednostce, na chwili obecnej, na własnych osiągnięciach.
Zapominamy, że jesteśmy częścią nieprzerwanego łańcucha sięgającego tysiące lat wstecz.
Ale pamiętanie o przodkach — okazywanie im szacunku i wdzięczności — nie odbiera nam indywidualności.
Przeciwnie — pogłębia ją.
Przypomina, że jesteśmy częścią czegoś większego.
Za każdym razem, gdy pokonujesz trudność, korzystasz z odporności przodków, którzy pokonali trudności o wiele większe.
Za każdym razem, gdy okazujesz dobro, wyrażasz zdolność do miłości, która pozwoliła twoim przodkom budować trwające społeczności.
Za każdym razem, gdy trwasz mimo przeciwności, wykazujesz tę samą siłę, która utrzymała twoją linię przodków przy życiu.
Jesteś zwieńczeniem niezliczonych aktów przetrwania, miłości, odwagi i wytrwałości.
Zatrzymaj się więc na chwilę, by uznać to dziedzictwo.
Nie musisz znać ich imion.
Nie musisz śledzić drzewa genealogicznego przez stulecia.
Nie musisz odwiedzać grobów czy badać historycznych zapisków.
Wystarczy, że zrozumiesz:
istniejesz, ponieważ setki ludzi, których nigdy nie poznasz, stawiło czoła niemożliwemu i przeżyło.
Bo kochali wystarczająco mocno, by chronić swoje dzieci.
Bo trzymali się nadziei, nawet gdy wszystko temu przeczyło.
Ich dziedzictwo nie jest tylko genetyczne.
Jest również darem życia — możliwością doświadczania świata, tworzenia własnego sensu, budowania własnego dziedzictwa.
Co zrobisz z tym darem?
Czy uhonorujesz ich wytrwałość, trwając mimo własnych trudności?
Czy uhonorujesz ich miłość, kochając mocno?
Czy uhonorujesz ich odwagę, stawiając czoła własnym lękom?
A może najważniejsze:
co przekażesz tym, którzy przyjdą po tobie?
Bo pewnego dnia — jeśli będziesz mieć dzieci lub wpływać na następne pokolenia w inny sposób — sam staniesz się przodkiem.
Ktoś w przyszłości — może za 300 lat — będzie istnieć, ponieważ ty istniałeś.
Bo przetrwałeś.
Bo wytrwałeś.
Jakie dziedzictwo im zostawisz?
Odpowiedź na to pytanie piszesz właśnie teraz — w tym, jak żyjesz dzisiaj.
Twoi przodkowie dali ci dar życia.
A to, co zrobisz z tym darem — jak pokonujesz trudności, jak kochasz innych, jak tworzysz sens — to twój dar dla przyszłości.
Jesteśmy wszyscy połączeni — nie tylko z naszymi własnymi przodkami, ale z ogromną siecią ludzkości rozciągniętą przez czas.
Niesiemy ich odporność w genach i ich dziedzictwo w sercach.
Teraz nasza kolej, by okazać się godnymi tego dziedzictwa.  
 
Poniżej rozrysowane moje drzewo genealogiczne oraz opis niektórych postaci.

Fotografie z rodzinnego archiwum

Pierwsze zdjęcie to bilet kolejowy mojej prababci Anny Mordasiewicz (z domu Obuchowska) z roku 1906. Drugie zdjęcie to zdjęcie brata mojego pradziadka Floriana - Hipolita Mordasiewicz z żoną Heleną z domu Kapłan. Zdjęcie zrobione w miejscowości Czyta w roku 1913. Trzecie zdjęcie przedstawia Helenę i było zrobione w 1911 roku. 

Mój ojciec poznał Irenę Małachowską w Bydgoszczy, gdzie oboje mieszkali do śmierci. Ich pierworodny syn - Krzysztof Jan - nie dożył roku (gdyby w tamtych latach poziom medycyny był wyższy, zapewne by nadal żył). W 1958 roku rodzę się ja - Krzysztof Józef, cztery lata później moja siostra Renata.  

Siostra ojca - Janina poślubia w 1959 roku Zbigniewa Ludwika. Mieszkają w Sztumie, ale po latach ich drogi rozchodzą się. Janina Ludwik przeprowadza się do Gdańska, mieszka później z rodzicami, opiekując się nimi do ich śmierci.   

Trzeci z rodzeństwa - Antoni ślub bierze w 1963 roku z Anną Falkowską. Mieszkają w Sztumie i mają dwoje dzieci: Janusza i Małgorzatę.

Antoni Mordasiewicz
Antoni Mordasiewicz
Janina Mordasiewicz
Janina Mordasiewicz
Józef Mordasiewicz
Józef Mordasiewicz

Władysław i Józefina Mordasiewicz mieli trójkę dzieci: Józefa (mój ojciec), Janinę oraz Antoniego.

Józefa i Władysław Mordasiewicz
Józefa i Władysław Mordasiewicz
Józefa i Władysław Mordasiewicz

U góry od lewej: 1930 - Grodno - roboty na kolei (Władysław czwarty z lewej), 1935.10.29  - Porzecze - Straż Pożarna - Władysław siedzi w pierwszym rzędzie trzeci z lewej, 1936 Porzecze - Straż Pozarna - Władysław - pierwszy od prawej na wozie.Na dole: zdjęcia z Górek z roku 1957. Na pierwszym Władysław i Józefina, na drugim przy ziemniakach pomaga córka Janina, na trzecim moi dziadkowie: Józefina i Władysław

Przez te wszystkie lata rodzina Władysława mieszkała w mieszkaniach służbowych aż do 1972 roku.

Po roku mieszkania u córki Janiny w Sztumie, od grudnia 1973 do grudnia 1980 Władysław z Józefą mieszkali w "swoim" spółdzielczym mieszkaniu w Sztumie.

W grudniu 1980 przeprowadzają się do córki do Gdańska, gdzie mieszkają do końca swych dni. Władysław umiera 12 maja 1986, Józefina 17 grudnia 1996 roku. Oboje są pochowani w Gdańsku na cmentarzu Łostowickim (kwatera 14). 

Zaświadczenie repatriacyjne z 1947 roku.

Władysław Mordasiewicz

Akt Nadania Ziemii z 22 grudnia 1947 r. dla Władysława Mordasiewicza.

Arkusz ewakuacyjny z 21 kwietnia 1946 r. Józefy Mordasiewicz wraz z dziećmi z Porzecza.

Władysław z Józefiną mieszkają razem z matką i braćmi. Władysław z matką oraz z żoną prowadzą gospodarstwo rolne.

Społecznie jest komendantem Ochotniczej Straży Pożarnej, udziela się w amatorskim kółku teatralnym. Zawodowo prowadzi sklep i skup w Spółdzielni Rolniczo Handlowej "Samopomoc Chłopska" w Porzeczu.

Miesiąc przed wybuchem wojny dostaje pracę w Hurcie Polskim w Grodnie. Wynajmuje w Grodnie mieszkanie, syn Józef (mój ojciec) zostaje w Grodnie zapisany do szkoły.

Wybuch II wojny światowej krzyżuje plany. Porzecze opuszcza Władysław na zawsze w dniu 25 sierpnia 1939 roku, udając się na długą wojenną tułaczkę (okres ten w obszerny sposób opisany jest w Dzienniku wojennym). 

Do Polski wraca w czerwcu 1947 roku do Otoczyna, gdzie obejmuje gospodarstwo rolne (ziemia bez siedliska).

W 1947 roku włącza się do pracy społecznej w Gminnej Spółdzielni "Samopomoc Chłopska" w Wandowie.

W 1948 w tej spółdzielni obejmuje stanowisko głównego księgowego.

Od listopada 1953 pracuje na posadzie głównego księgowego w Państwowych Ośrodkach Maszynowych - kolejno - w Cyganach, Sztum-Górki i Gronowie Elbląskim.

Moja babcia

Józefina Szwedko

Kazimierz Szwedko z Mery

1955

Rozalia Lewkowicz

Rodzice mojej babci – Józefiny Mordasiewicz z domu Szwedko – to Kazimierz Szwedko (ur. 1873 – zm. 28.07.1930) oraz Rozalia z domu Lewkowicz. Najprawdopodobniej w roku 1912 podjęli decyzję o emigracji z Polski do Ameryki. Olbrzymim wysiłkiem kupili bilety na statek do Ameryki i w kiedy nadeszła pora wyjazdu, jedna z córek Fela (siostra mojej babci Józefiny), bardzo ciężko zachorowała. Z tego powodu dzieci nie zostają wpuszczone na statek. Pradziadkowie stanęli przed ważnym wyborem. Musieli podjąć bardzo trudną decyzję - z jednej strony duże koszty dokumentów wyjazdowych, z drugiej konieczność pozostawienia dzieci pod opieką rodziny. Dziećmi opiekowała się ich babcia Karolina, wujek Janek i jego żona Rozalia. Zdecydowali się na wyjazd, dzieci miał dowieźć ktoś z rodziny w terminie późniejszym. Stało się jednak inaczej. Fela zmarła, a moja babcia nigdy do Ameryki nie wyjechała, chociaż jej rodzice kilkakrotnie przysyłaią pieniądze i dokumenty. 8 września 1914 w Pittsburgu w Pensylwanii urodziła się im córka Mery. W 1931 roku mama Józefiny wraz w Mery odwiedza jedyny raz rodzinę w Polsce.

Franciszek w latach 30. do wybuchu II wojny światowej mieszkał w Grodnie. Pracował jako kierowca autobusu w godzieńskiej spółce autobusowej. Po wrześniowej klęsce wrócił do Porzecza. Wraz z rodziną brata Władysława prowadził gospodarstwo rolne w Porzeczu. 30 kwietnia 1946 roku rodzina Mordasiewiczów przedostatnim transportem repatriacyjnym wyjechała z Porzecza, by w czerwcu 1946 objąć gospodarstwo rolne we wsi Otoczyn koło Kwidzynia. Franciszek 20 lipca 1952 roku w kościele parafialnym  w Rakowcu wziął ślub z Marią Rudzką, córką Kazimierza i Józefy. Mieszkali w Otoczynie do 1954 roku. Później mieszkali na Warszawskiej 20 w Kwidzyniu. Franciszek pracował jako kierowca w POM Cygany, później w PKS w Kwidzyniu, Maria po śubie zawodowo nie pracowała. 11 maja 1959 r. urodziła się Elżbieta - niestety po 16 godzinach zmarła. Franciszek Zmarł 8 sierpnia 1978, a Maria 25 kwietnia 1988 roku. Wszyscy troje pochowani są na kwidzyńskim cmentarzu przy ul. Malborskiej.

Zygmunt i Jan w latach trzydziestych odbywają służbę wojskową, później podejmują pracę w Grodnie w spółce autobusowej, zamieszkują w Grodnie razem z Franciszkiem. 

Władysław, urodzony we wsi Stara Ruda, ochrzczony w Grodnie w Farze (ojciec chrzestny to Jan Kisiel). Mieszkał razem z rodzicami i braćmi do czasu ewakuacji do Petersburga. Po rewolucji wraca wraz z rodziną do Porzecza. Zasadniczą służbę wojskową odbywa w Lidzie - jest rok 1927. Na przełomie lat 1930/1931 przebywa we Francji - pracuje w hucie w Rosiery. Do Porzecza wraca po żniwach 1931 roku. 3 listopada 1931 roku w kościele parafialnym pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy proboszcz Edmund Chlewiński udziela mu ślubu z Józefiną Szwedko. 

1928                                   Władysław              1931

Franciszek i Zygmunt Mordasiewicze

Władysław Mordasiewicz
Władysław Mordasiewicz

Florian i Anna mieli czterech synów i córkę: Franciszka (ur. 10 lipca 1899 r. w Starej Rudzie, ochrzczony w Hoży, mąż Marii Rudzkiej, ojciec Elżbiety, zmarł 8 sierpnia 1917 w Kwidzynie - i tam pochowany), Marię (ur. pomiędzy rokiem 1900 - 1904, zmarła w wieku kilku miesięcy), Władysławamojego dziadka (ur. 24 lipca 1905 - wg nowego kalendarza 6 sierpnia, ochrzczonego w Grodnie w Farze, zmarłego 12 maja 1986 r., pochowany w Gdańsku na Łostowicach), Zygmunta (ur. 21 marca 1910 r., ochrzczony w Porzeczu, zmarł 21 maja 1995 w Sztumie, był mężem Józefy Bergiel, a po owdowieniu Janiny Wójcik, pochowany w Gdańsku na Łostowicach), Jana (ur. 20 lipca 1913 r., ochrzczony w Porzeczu, mąż Tatiany Skrobko, ojciec Ryszarda, zmarł tragicznie - zatrucie spalinami w garażu - 26 listopada 1964 r. w Szczecinie, pochowany na cmentarzu "Ku słońcu").

Florian z Anną i dziećmi mieszkali w Starej Rudzie nad rzeką. Florian pracował na kolei, prowadząc jednocześnie gospodarstwo rolne, którego był właścicielem. Krótko przed wybuchem lub na początku I wojny światowej ewakuowani do Petersburga. Tu też po operacji jelit w 1916 lub 1917 roku Florian umiera. Po rewolucji Anna z dziećmi wraca do Porzecza. Kiedy wraca także Franciszek (w Petersburgu zdobył zawód kierowcy), kupują w Porzeczu małą nieruchomość wraz z zabudowaniami gospodarczymi przy ulicy 11 Listoapda 10. 

 Anna Mordasiewicz z domu Obuchowska

Florian Mordasiewicz

Florian Mordasiewicz

Mordasiewicz

Według najstarszych zachowanych informacji, na podstawie dokonanych przez Janinę Ludwik (córkę Władysława i Józefy Mordasiewicz) zapisków, starałem się odtworzyć dzieje mojej rodziny. Mordasiewicze na przełomie XIX i XX wieku zamieszkali we wsi Stara Ruda - od zachodu graniczącej z miasteczkiem Porzecze. Była to rodzina rolnicza. Mój pra- pra- dziadek to Józef Mordasiewicz - nie dysponuję żadnymi informacjami dotyczącymi dat jego urodzin i śmierci, nie znam także imienia jego żony. Wiem, że prowadzili gospodarstwo rolne i zostali pochowani na wiejskim cmentarzu. Mieli kilkoro dzieci: Floriana (mój pradziadek), Annę, Hipolita, Tomasza. 

Florian Mordasiewicz - najprawdopodobniej w 1898 roku w kościele w Hoży poślubił Annę - córkę Krzysztofa Obuchowskiego ze Starej Rudy. 

krzysztof@mordasiewicz.com

(+48) 502 312 077